^Tydzień później^
Dzisiaj miałam casting do szkolnego przedstawienia. Nie mam pojęcia czemu się stresowałam, ponieważ to nie był już mój pierwszy casting, ale nie mogłam opanować nerwów. Bałam się bardziej iż do każdej innej roli. Może to też dlatego, że teraz staram się o główną rolę, ale naprawdę zaraz zejdę tu na zawał. Oczywiście cały czas jest ze mną Spencer, ale i tak się denerwuje, bo dziewczyny co wchodzą przede mną to wychodzą bardzo zadowolone i to każda. Spenc cały czas mi powtarza, że mam większy talent niż one, ale jakoś to mi nie pomaga. Boję się jak przy wizycie u dentysty. W dodatku jestem prawie ostatnia, bo przypomniałam sobie o tym w ostatnim momencie. Jednak jak to mówi stare przysłowie ostatni będą pierwszymi, ale nawet to nie pomaga. Ściskam cały czas w rękach kartkę z tekstem, którego uczyłam się cały tydzień, a teraz nie pamiętam nawet linijki, ale może też dlatego, że cały czas go powtarzam. Nie wiem już co się ze mną dzieje. Może mam za dużo stresu ostatnio, ale to jest bardzo męczące. Moje życie w ostatni tydzień zmieniło się nie do poznania. Mama co chwilę pyta się czy dobrze się czuje i coraz bardziej się martwi, bo nadal nie ma moich wyników. Tata dzwonił do mnie i chce, żebym przyleciała do niego na długi weekend, ale mama pewnie teraz mnie nie puść. Więc nawet nie pytając mamy powiedziałam tacie, że mam dużo nauki w szkole i przylecę do niego następnym razem. Uwierzył i nawet nie był zły, więc nie czuję się jakoś bardzo źle z tym, że go okłamałam. Dzisiaj rano do mnie oczywiście zadzwonił i życzył powodzenia i oczywiście w tedy mi przypomniał o castingu.
- Mała twoja kolej.- tak się zamyśliłam, że dopiero Spencer mnie przywołała do żywych. Tylko się do niej uśmiechnęłam słabo, wzięłam głęboki oddech i weszłam na sale. Tam naglę przestałam się denerwować i zrobiłam co miałam zrobić najlepiej jak potrafiłam. Wyszłam już spokojna i uśmiechnięta. Musiałyśmy poczekać jeszcze jakieś dziesięć minut na wyniki, a jak je już ogłosili to dostałam główną rolę. Oczywiście Spencer nie była zaskoczona ani trochę, ale ja byłam i to bardzo. Nie mogłam w to uwierzyć, że pierwszy raz w życiu zagram główną rolę w szkolnym przedstawieniu. Szybko poszłam do domu, żeby powiedzieć mamie.
- Mamo, dostałam to rolę!!- krzyknęłam na cały dom, a mama mocno mnie przytuliła, aż płacząc wzruszenia. Wtuliłam się w nią mocno i też się popłakałam. Jak się trochę uspokoiłyśmy to wszystko mamie opowiedziałam. Powiedziałam jej nawet o tym, że tata zaprosił mnie do siebie. Ona powiedziała, że mogłam jechać, bo i tak nic mi jakoś od wizyty u lekarza nie dolega, ale wolałam nie ryzykować. Jeszcze trochę pogadałyśmy, troszkę pobawiłam się z Lily, bo wróciła od dziadków. Gdy byłam już zmęczona to poszłam się szybko umyć i od razu zasnęłam.
^Następny dzień^
Wstałam wcześnie i ogarnęłam się do szkoły. Dzisiaj było wyjątkowo ciepło jak na jesienie w Nowym Yorku, ale nawet się z tego powodu ucieszyłam. Ubrałam się w to:
Zeszłam na dół, ale mamy ani Lily już nie było, bo ja miała dzisiaj później do szkoły. Zjadłam szybko śniadanie i wyszłam do szkoły. Nie szłam dzisiaj po Spenc bo ona miała rano jeszcze jakieś zajęcia. Dzień w szkole minął mi szybko, ustaliliśmy nawet z cała grupą do przedstawienia, że pierwsza próba będzie jutro. Wyszłam przed szkołę ze Spencer i już miałyśmy udać się w kierunku jej domu, kiedy zobaczyłam samochód mojej mamy, a w nim mamę. Zostawiłam na chwilę Spenc i zapukałam w szybę od samochodu, a mama szybko wysiadła.
- Mamo co ty tu robisz?- naprawdę to było dziwne, bo mama nigdy po mnie nie przyjeżdżała.
- Dobrze, że już jesteś musimy jechać.- powiedziała bardzo zdenerwowana, a ja nawet nie rozumiałam o co może chodzić.
- Miałam iść do Spencer. Zapomniałaś?- przyglądałam jej się uważnie.
- Kochanie na prawdę musimy jechać.
- Chodzi o wyniki?- musi chodzić o to, bo o co innego.
- Alex wsiadaj, proszę.- zrezygnowana przeprosiłam tylko przyjaciółkę, obiecałam że zadzwonię na wieczór i wsiadłam z mamą do samochodu. Przez całą drogę trzymała mnie za rękę jakby wiedziała jakie już są wyniki. Jednak czemu nic mi nie mówi to ja nie wiem, ale skoro tak się denerwuje i dziwnie się zachowuje to musi coś mi być. Teraz to ja zaczynam się bać, bo jak mi coś jest to będę musiała zrezygnować z mojej wymarzonej roli, a tego nie chce robić. To moja jedyna szansa, żeby ktoś mnie w końcu zauważył. Znając moje szczęście druga taka sytuacja się nie przytrafi. Jak stracę tą szansę to przekreślę tym samym moje największe marzenia, o których mówię już od najmniejszych lat. Gdy już dojechałyśmy to poszłyśmy do gabinetu doktora Frosta, tego samego co tydzień temu. Było po nim widać, że już na nas czekał, więc zaraz po przywitaniu się usiadłyśmy.
- Co mi jest panie doktorze? Czy to coś poważnego?- nie lubię jak ktoś obchodzi się ze mną jak z jajkiem. Lubię jak mówi mi wszystko w prost. Widziałam, że trochę go zaskoczyłam tym pytaniem, ale cóż takie życie.
- Jakby ci to powiedzieć. Nie mam 100% pewności, ale jesteś chora.- widać, że ciężko mu się ze mną rozmawia, ale mam już to 16 lat i wiem dużo o życiu, a tym bardziej o człowieku.
- Mam białaczkę?- nie wiem czemu akurat to mi przyszło jako pierwsze do głowy, ale jak oglądałam filmy o takiej tematyce to były podobne objawy. Może dlatego, ale naprawdę sama nie wiem.
- Musimy ci pobrać szpik, żeby zobaczyć czy jesteś na pewno chora, bo teraz nikt nie ma pewność.- starał się mówić spokojnie, ale widać, że dla niego też to było ciężkie. Mama za to już była cała zapłakana i cały czas przymała moją rękę. Do mnie jak na razie jeszcze nic nie dochodziło, ale skoro lekarz jeszcze nie jest do końca pewien to nie mam się czy przejmować.
- Będzie to boleć?- nie za ciekawie to brzmi, więc się troszkę obawiam.
- Nawet nic nie poczujesz, bo będziesz w tedy spać.- powiedział spokojnie, a mi kamień spadł z serca. Pokiwałam tylko głową, a on zawołał pielęgniarkę, która zabrała mnie na sale, żeby mnie przygotować. Gdy już byłam gotowa zabrała mnie na salę, tam czekał już na mnie doktor i jeszcze parę pielęgniarek. Trochę się denerwowałam, ale przecież mówił, że nie będę nic czuć. Jak usypiałam widziałam tylko zapłakaną mamę za szybą sali.
Gdy się obudziłam zobaczyła tylko białe ściany i mamę, która spała na krześle przy moim łóżku. Delikatnie dotknęłam jej dłoni, która była na mojej, a ona od razu się przebudziła. Uśmiechnęłam się do niej i chciałam podnieść, ale mi nie pozwoliła, ponieważ lekarz kazał mi jeszcze przez jakiś czas leżeć. Po jakiś dwóch godzinach mogłam już się ubrać w moje ubrania i normalnie wstać. jak tylko to zrobiła to udałam się z mamą do gabinetu mojego doktora, bo powinien już mieć wyniki.
- Teraz już wiemy na sto procent. Masz białaczkę.- powiedział smutnym głosem, mama od razu zaczęła płakać, a do mnie to nadal nie docierało więc byłam nie wzruszona.
- Ale mogę chodzić do szkoły?- teraz tak naprawdę najważniejsze było dla mnie to przedstawienie nie szkoła, ale musiałam coś powiedzieć.
- Przez najbliższy miesiąc niestety nie.- to chyba jakiś żart. Ja muszę teraz chodzić do szkoły, a za miesiąc będę miała przedstawienie.
- Ja muszę teraz chodzić do szkoły.
- Przykro mi, ale teraz musimy zacząć leczenie. Marta oprowadź cie po oddziale.- mówił w ogóle nie zwracając uwagi na moje sprzeciwy. Jakby moje zdanie się w ogóle nie liczyło. Jeszcze trochę się z nim kłóciłam, ale weszła czarnoskóra pani. To pewnie Marta. Oczywiście zgadłam. Wzięła mnie ze sobą i zaczęła oprowadzać po oddziale. Było tu bardzo dużo dzieci, mogę się założyć, że jestem tu najstarsza, ale mówi się trudno. Spacerowałyśmy i rozmawiałyśmy, a mnie dziwiło to, że choć te dzieci są chore to są bardzo szczęśliwe i uśmiechnięte. Jakby w ogóle nie wiedziały, że mogą w każdym momencie umrzeć. Bawiły się, śmiały i żartowały jak zwykłe dzieci, które są w domu nie w szpitalu. Bardzo mnie to dziwiło, ale te dzieci mają nadzieję, że wyzdrowieją i marzenia. Niektóre są tu nawet od noworodka więc tym bardziej nauczyły się tu już żyć i szpital traktują jak swój drugi dom. Ten świat jest bardzo dziwny i niezrozumiały dla ludzi. Pani Marta zaprowadziła mnie do mojego "pokoju", bo chyba tak to mogę nazwać. Oczywiście mam go sama nikt więcej tu nie może być, bo różne zarazki i tak dalej. Przebrałam się w piżamę, bo tak mi kazała i czekałam na mamę. Gdy przyszła była już trochę bardziej spokojna, bo już nie płakała i nawet próbowała się uśmiechnąć.
- Mamo, a ty nie musisz jechać po Lily?- przypomniałam sobie o niej rychło czas. Było już dawno po jej lekcjach, a mama cały czas jest ze mną.
- Dzwoniłam do babci i jest u niej.- powiedziała i pocałowała mnie w czoło.
- Nie mówiłaś na razie nic babci prawda?- nie chce, żeby się o mnie martwili, bo jak na razie to mam wielką nadzieję, że wyzdrowieję.
- Nie kochanie jeszcze nie, ale muszę jej powiedzieć, bo sama zaczęła coś podejrzewać.- nie chce, żeby przez to że będzie się o mnie martwić jeszcze jej się coś stanie. Nie chce tego.
- Dobrze babci możesz powiedzieć i tym co mogą coś zauważyć, ale musisz mi coś obiecać.- złapałam mamę za ręce, a ona spojrzała na mnie poważnie. - Nie możesz powiedzieć nic tacie. On jak na razie nie może o niczym wiedzieć.- nie chce, żeby martwił się na zapas jeszcze w dodatku za oceanem. Wystarczy mi mama i dziadkowie. Tata niech myśli, że jestem zdrowa.
- Kochanie muszę mu powiedzieć.
- Nie mamo nie musisz. On nie musi się o mnie martwić za oceanem. Nie widzi mnie więc nic nie zauważy. Nic nie będzie podejrzewał, ani nic więc nie musisz mu mówić.- mówiłam spokojnie, bo po co mam się teraz unosić jak to nie jest nikomu potrzebne.
- Dobrze kochanie, ale jak babcia się wygada to już nie będzie moja wina.
- Spokojnie babcie biorę na siebie.- uśmiechnęłam się i położyłam, bo byłam troszkę zmęczona. Dość szybko jak na mnie zasnęłam, bo prawie od razu. Może to też od leków które mi jak na razie dali, ale nie wiem. Jutro zaczynam chemię więc muszę być wypoczęta.
- Będzie to boleć?- nie za ciekawie to brzmi, więc się troszkę obawiam.
- Nawet nic nie poczujesz, bo będziesz w tedy spać.- powiedział spokojnie, a mi kamień spadł z serca. Pokiwałam tylko głową, a on zawołał pielęgniarkę, która zabrała mnie na sale, żeby mnie przygotować. Gdy już byłam gotowa zabrała mnie na salę, tam czekał już na mnie doktor i jeszcze parę pielęgniarek. Trochę się denerwowałam, ale przecież mówił, że nie będę nic czuć. Jak usypiałam widziałam tylko zapłakaną mamę za szybą sali.
Gdy się obudziłam zobaczyła tylko białe ściany i mamę, która spała na krześle przy moim łóżku. Delikatnie dotknęłam jej dłoni, która była na mojej, a ona od razu się przebudziła. Uśmiechnęłam się do niej i chciałam podnieść, ale mi nie pozwoliła, ponieważ lekarz kazał mi jeszcze przez jakiś czas leżeć. Po jakiś dwóch godzinach mogłam już się ubrać w moje ubrania i normalnie wstać. jak tylko to zrobiła to udałam się z mamą do gabinetu mojego doktora, bo powinien już mieć wyniki.
- Teraz już wiemy na sto procent. Masz białaczkę.- powiedział smutnym głosem, mama od razu zaczęła płakać, a do mnie to nadal nie docierało więc byłam nie wzruszona.
- Ale mogę chodzić do szkoły?- teraz tak naprawdę najważniejsze było dla mnie to przedstawienie nie szkoła, ale musiałam coś powiedzieć.
- Przez najbliższy miesiąc niestety nie.- to chyba jakiś żart. Ja muszę teraz chodzić do szkoły, a za miesiąc będę miała przedstawienie.
- Ja muszę teraz chodzić do szkoły.
- Przykro mi, ale teraz musimy zacząć leczenie. Marta oprowadź cie po oddziale.- mówił w ogóle nie zwracając uwagi na moje sprzeciwy. Jakby moje zdanie się w ogóle nie liczyło. Jeszcze trochę się z nim kłóciłam, ale weszła czarnoskóra pani. To pewnie Marta. Oczywiście zgadłam. Wzięła mnie ze sobą i zaczęła oprowadzać po oddziale. Było tu bardzo dużo dzieci, mogę się założyć, że jestem tu najstarsza, ale mówi się trudno. Spacerowałyśmy i rozmawiałyśmy, a mnie dziwiło to, że choć te dzieci są chore to są bardzo szczęśliwe i uśmiechnięte. Jakby w ogóle nie wiedziały, że mogą w każdym momencie umrzeć. Bawiły się, śmiały i żartowały jak zwykłe dzieci, które są w domu nie w szpitalu. Bardzo mnie to dziwiło, ale te dzieci mają nadzieję, że wyzdrowieją i marzenia. Niektóre są tu nawet od noworodka więc tym bardziej nauczyły się tu już żyć i szpital traktują jak swój drugi dom. Ten świat jest bardzo dziwny i niezrozumiały dla ludzi. Pani Marta zaprowadziła mnie do mojego "pokoju", bo chyba tak to mogę nazwać. Oczywiście mam go sama nikt więcej tu nie może być, bo różne zarazki i tak dalej. Przebrałam się w piżamę, bo tak mi kazała i czekałam na mamę. Gdy przyszła była już trochę bardziej spokojna, bo już nie płakała i nawet próbowała się uśmiechnąć.
- Mamo, a ty nie musisz jechać po Lily?- przypomniałam sobie o niej rychło czas. Było już dawno po jej lekcjach, a mama cały czas jest ze mną.
- Dzwoniłam do babci i jest u niej.- powiedziała i pocałowała mnie w czoło.
- Nie mówiłaś na razie nic babci prawda?- nie chce, żeby się o mnie martwili, bo jak na razie to mam wielką nadzieję, że wyzdrowieję.
- Nie kochanie jeszcze nie, ale muszę jej powiedzieć, bo sama zaczęła coś podejrzewać.- nie chce, żeby przez to że będzie się o mnie martwić jeszcze jej się coś stanie. Nie chce tego.
- Dobrze babci możesz powiedzieć i tym co mogą coś zauważyć, ale musisz mi coś obiecać.- złapałam mamę za ręce, a ona spojrzała na mnie poważnie. - Nie możesz powiedzieć nic tacie. On jak na razie nie może o niczym wiedzieć.- nie chce, żeby martwił się na zapas jeszcze w dodatku za oceanem. Wystarczy mi mama i dziadkowie. Tata niech myśli, że jestem zdrowa.
- Kochanie muszę mu powiedzieć.
- Nie mamo nie musisz. On nie musi się o mnie martwić za oceanem. Nie widzi mnie więc nic nie zauważy. Nic nie będzie podejrzewał, ani nic więc nie musisz mu mówić.- mówiłam spokojnie, bo po co mam się teraz unosić jak to nie jest nikomu potrzebne.
- Dobrze kochanie, ale jak babcia się wygada to już nie będzie moja wina.
- Spokojnie babcie biorę na siebie.- uśmiechnęłam się i położyłam, bo byłam troszkę zmęczona. Dość szybko jak na mnie zasnęłam, bo prawie od razu. Może to też od leków które mi jak na razie dali, ale nie wiem. Jutro zaczynam chemię więc muszę być wypoczęta.
~*~
Witam na moim blogu. Mam nadzieję, że takiego czegoś się nie spodziewałeś, a jak tak to mam nadzieję, że i tak ci się podoba. Jeśli ci się podoba zostaw komentarz, a ja się z tego bardzo będę cieszyć.
Buziaki :*
Cudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Alex. :( Mam nadzieję, że długo będzie żyć, a może nawet wyzdrowieje?
Czekam na next. :*